poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 27

Chcę was tylko z przykrością zawiadomić ,że to już ostatni rozdział. Jak chcecie to będę pisała następnego bloga. Tym razem Harry będzie trochę inny ;) 
Mam nadzieję że ten blog wam się spodobał i drugi też się wam spodoba i będziecie go komentować.Przepraszam ,że kończę ale nie mam już pomysłu na tego bloga. Wydaję mi się ,że zakończenie was zaskoczy. Miłego czytania ;***
http://one-direction-harry-styles.blogspot.com/


**PERSPEKTYWA  ANNABELL**
Obudziłam się w nieznanym mi domu. Od razu wszystkie wspomnienia z ostatniej nocy wróciły. Zerwałam się na równe nogi. Granatowe ściany ? Niby obce a jednak jakoś dziwnie znajome.. Podeszłam po cichu do drzwi i je leciutko uchyliłam. Myślałam ,że napotkam wzrokiem faceta ze wczoraj ,ale to co zobaczyłam ... to już jest dziwne. Zamknęłam drzwi tak samo ostrożnie i cicho jak je otworzyłam. Jak to możliwe ,że tu jest Harry, Liam , Liz , Niall i reszta? Zaczęłam oddychać nerwowo. Zobaczyłam moje ubranie z zeszłej nocy i drugie obok. To nie wątpliwie były ciuchy Liz dała mi je żebym jak wstanę mogła się ubrać. Czyli jednak mnie nie znienawidziła. No właściwie to było widać po tym ,że codziennie wszyscy wysyłali mi po jakieś 15 smsów. Dopiero teraz zauważyłam białe drzwi ze złotą gwiazdą. Tylko u jednego człowieka widziałam tą gwiazdę na drzwiach. U Grega. Ale co w takim razie robią tu ONI? Eeee.. ok ?
Zgarnęłam ciuchy z krzesełka i poszłam w stronę łazienki czyli w stronę białych drzwi z gwiazdą. Wzięłam długi prysznic i ubrałam się w czyste ubranie. Liz zostawiła mi rzeczy , które już kilka razy miałam na sobie. Białą bluzkę na ramiączkach, czerwono niebieską koszule w kratę i dżinsy. Zaczęłam nerwowo szukać telefonu ,ale nigdzie go nie było. Kurwa. Obmyślałam plan ucieczki bez konfrontacji z przyjaciółmi .Ale ,że pokój był na pierwszym piętrze ,wyskoczenie przez okno byłoby trochę niewypałem. Wychyliłam się ponownie z pokoju i nagle pustka. Nikogo nie było w przeciwległym pokoju.Wyszłam ,a poruszałam się bezszelestnie zupełnie jak kot, ale to tylko dlatego że wczoraj miałam szpilki i teraz szłam na bosaka. Zeszłam ze schodów powoli i skierowałam się w kierunku drzwi. Już pociągałam za klamkę i akurat w tym momencie drzwi się otworzyły. To nie była moja zasługa po drugiej stronie drzwi stali Harry, Niall i Greg.
Nie miałam zielonego pojęcia co mam robić. Harry i Niall uśmiechnęli się do mnie lekko i popatrzyli na Grega. Pewnie wyczekują na jego reakcje, że przyprowadzają nieznajome laski do jego domu . Ja nie byłam nieznajomą.
-Hej Anka. A jednak gdzieś się spotkałaś z moim bratem skoro tu jesteś -powiedział przeciskając się koło mnie w drzwiach, jak zwykle z wielkim uśmiechem. 
-Eee.. taaa no właśnie wychodziłam - przynajmniej próbowałam wyjść , bo Niall z Harrym skutecznie odcięli mi drogę ucieczki. Stanęli obok siebie ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i jak roboty kręcili głowami.Ale nawet Greg mi nie pomagał.
-Nie, zostań! Zjesz z nami śniadanie -odwróciłam się do niego z zakłopotanym uśmiechem.
-Nie mogę .. moi rodzice..
-Nie martw się jakoś się to wyjaśni - mrugnął do mnie a chłopaki wzięli mnie pod ramiona jak więźnia , którego strażnicy prowadzą na śmierć i poprowadzili do kuchni. W kuchni czekała na nas już cała reszta.
-Boże Ana , jak dobrze cię widzieć !- wrzasnęła Liz i rzuciła mi się na szyję, przez co runęłyśmy na podłogę. Zaczęłyśmy się śmiać.
-Ciebie też, co wy tu robicie? I to do tego u Grega? - dodałam już ciszej. Blondynka uśmiechnęła się do mnie szeroko i wstała.Wyciągnęła rękę żeby pomóc też mi wstać. Chwyciłam ją a ona mnie podciągnęła.
-No już po twoim wylocie kupiliśmy bilety na inny lot ,ale był dopiero za tydzień-odpowiedziała- a Greg to brat Nialla i mój kuzyn.
-Ahaaa.. fajnie . Mogę już iść do domu, nie czuje się najlepiej - powiedziałam idąc za Liz do kuchni.
-Może to dlatego, że jakiś huj ci podał narkotyki ,żeby Cię przelecieć...- powiedział zgryźliwie Harry i umilkł. Tak nagle. Popatrzył na Grega , który stał z szeroko otwartymi oczami przeszywającymi mnie na wskroś. Moje czy wypełniły się łzami.
-Dzięki , nie wiedziałam - rzuciłam sarkastycznie i wybiegłam z domu.Zaczęłam biec strasznie szybko ,a przez łzy niczego nie widziałam. Nogi strasznie mnie bolały od małych kamyczków ,które wbijały mi się w bose stopy. Biegłam środkiem ulicy i nagle usłyszałam głośny pisk. Odwróciłam się i zobaczyłam tylko dwa światła zbliżające się z niesamowitą prędkością w moją stronę.

*PERSPEKTYWA HARREGO*
Wybiegłem za Aną. Znowu zachowałem się jak kompletny kretyn.Biegła strasznie szybko jak na dziewczynę. Zacząłem biec jeszcze szybciej. Krzyczałem do niej żeby się zatrzymała, albo przynajmniej zeszła na chodnik.Nic nie podziałało. Wtedy zobaczyłem coś co zmroziło mi krew w żyłach. Samochód napierający z ogromną siłą na dziewczynę którą kocham. Uderzenie. Annabell cała we krwi. Czas stanął w miejscu.Pognałem ile miałem sił w nogach do brunetki. Kierowca ciężarówki już zdążył się zmyć z miejsca wypadku. Kutas jebany. Złapałem za jej nadgarstek. Nic, żadnego pulsu. Zacząłem robić jej sztuczne oddychanie. Pierwszy raz od 10lat płakałem. Ręce mi się trzęsły. Próbowałem ją obudzić. Nic się nie działo.Nie chciałem tracić nadziei ,zadzwoniłem po karetkę. Następne wydarzenie zmyły się w jedną plamę. Liz , Greg i reszta chłopaków którzy przybiegli zobaczyć co się dzieje. Ich miny wyrażające strach i smutek. Płacz Liz i mój. Sygnał karetki.To jak zabierali Anę z ulicy. I nagle jestem w szpitalu. Niezdolny już do płaczu. Oczy zupełnie mi wyschły, nie było w nich już żadnych łez. Teraz strach o dziewczynę sparaliżowało moje ciało.Czekałem na lekarza , który mówi nam że wszystko w porządku. 1godzina..2...3..4.. W końcu z sali wyszedł lekarz z grobową miną. Wszyscy od razu rzucili się w jego stronę. Ja, Liz , rodzice Any,chłopaki , Greg. Po trzech słowach lekarza mój świat legł w gruzach .
- Annabell nie żyję. 
Nie mogłem w to uwierzyć, po prostu nie mogłem. Rzuciłem się do sali z której przed chwilą wyszedł doktor. Popatrzyłem na nieruchome ciało moje dziewczyny, klękłem przy jej łóżku i wyszeptałem:
-A wiesz ,że Cię kocham? - czekałem aż mi odpowie.Nie zrobiła tego. Pocałowałem ją w głowę i wyszedłem. To były moje ostatnie słowa skierowane do niej.

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 26


Wcisnęłam w uszy słuchawki i odpłynęłam do swojego świata. Znowu pojawiły mi się przed oczami obrazy Nicki i Jake'a. Potem w swojej głowie zobaczyłam wkurwionego Harrego , który cieszył się z mojego bólu. I nagle zobaczyłam tą Sydney. Eee właściwie to kim ona w ogóle jest? Rodzice pewnie ją znają ,dlatego ją zatrudnili.Była strasznie ciekawska i chyba otwarta na nowe znajomości. Popatrzyłam w stronę dziewczyny , rozmawiała z jakąś grupką ludzi. Dowiedziałam się ,że ma 23 lata jej ulubiony kolor to czerwony i uwielbia jeździć konno. Po pewnym czasie wysiadaliśmy z samolotu. Światło słoneczne odbite przez śnieg poraziło mnie w oczy. Auć. Zakryłam oczy ręką i rozejrzałam się. Lotnisko jak lotnisko ,ale z drugiej strony duże pola którego wyglądały niesamowicie pod tym śniegiem. 
 *******************************************************************
Mój nowy pokój był ogromny. Zresztą jak cała reszta domku , który kupili rodzice. Miał niebieskie ściany z wygrawerowanymi złotymi napisami i obrazkami. Fajnie to wyglądało jakby się tutaj ktoś podpisywał. Łóżko było tak samo duże jak w moim pokoju w Anglii. Najfajniejsze w tym wszystkim było to ,że miałam w swoim pokoju balkon. Nie sorry, to był bardziej taras. Cały domek na zewnątrz był drewniany . Właściwie w niektórych pomieszczeniach też. Mi akurat przypadło jeden z przerobionych pokoi. Zaczęłam wypakowywać rzeczy z torby i natknęłam się na czarną sukienkę. Hmm... trzeba by było się wybrać do jakiegoś klubu. Mieszkamy jakiś kilometr od Dublina więc będzie łatwo. 
-Puk puk, jak tam po podróży ?- zapytała mama z niemałym podekscytowaniem. A przecież byliśmy już w kilku miejscach.
-Spoko tylko zmęczona jestem-  uśmiechnęłam się do niej lekko. Ona oddała mi uśmiech i wsunęła się do pokoju trzymając coś w ręce. 
-Masz to twój uniformik kochanie a teraz kładź się spać musisz odpocząć przed jutrem- puściła mi "oczko"  i wyszła. Ile ja mam lat ,że tak do mnie mówi ...dobra nie ważne.Otworzyłam pokrowiec i moim oczom ukazała się biała bluzka i czarna spódnica.. klasycznie. Nie lubię czegoś takiego. 
*Tydzień później* 
Wykonywałam moją nową rutynę. Prysznic , uniform ,makijaż. Dobra gotowe. 
-Wychodzę ! -krzyknęłam do rodziców.
-Gdzie ty tak wcześnie wychodzisz ? Masz jeszcze godzinę - zza drzwi od kuchni wyłoniła się moja mama z roztrzepanymi  włosami, w piżamie.
-Wczoraj nie skończyłam liczyć tam czegoś i dzisiaj muszę to zrobić bo mam czas do 9- uśmiechnęłam się słabo i wyszłam. Wsiadłam do swojego samochodu i pojechałam  w stronę mojej pracy.
Powitanie ochroniarza i już jestem w windzie.Na drugim piętrze dosiada się  Evans i opowiada mi jak to wczoraj się genialnie bawiła w jakimś klubie. Co śmieszniejsze wyłączyłam się po słowach "A wiesz wczoraj byłam...". Wysiadłyśmy z windy, bo obie pracowałyśmy na tym samym piętrze ale w różnych skrzydłach. Ja na zachodnim skrzydle a Sid na wschodnim. Zaczęłam przeglądać papiery, obliczać coś ee.. nawet nie wiem za bardzo co. Popodbijałam kilka umów i nagle jest 20.00. Jedno pytanie: JAK??
Przez tą robotę nie mam wcale czasu dla siebie to jest dobijające. Codziennie upewniam się w myśli  ,że przyjechanie tutaj był jedną wielką pomyłką. W ogóle moje życie jest jedną wielką pomyłką. Zaczęłam pakować moje rzeczy do torebki i zamierzałam wyjść. Ale Sydney ma chyba inne plany wobec mnie, bo przysłała Grega po mnie.
-Hejka ,Evans coś od ciebie chcę - powiedział z oczami pełnymi wyrazami współczucia. Rozumiem go ona jest tak rozgadana ,że każdy unika jej jak ognia. A akurat mnie przyczepiła się najbardziej.
-Noo..ok ,zaraz pójdę -nie wyrażam w tej wypowiedzi zbyt wielkiego entuzjazmu. Mimo to Greg się do mnie uśmiecha i wychodzi.
-Jak chcesz to dzisiaj wieczorem przyjeżdża mój brat, może się z nim spotkasz. Nigdzie nie wychodzisz a przywiezie ze sobą swoich kumpli więc może ...- pomachał śmiesznie brwiami. Zaczęłam się z niego śmiać.
-Nie dzięki -odmawiam a facet wychodzi z wielkim bananem na mordzie. Uwielbiam go. Często przyjeżdżał do moich rodziców choć to mnie pilnował, do Londynu.Jest w większości moich wspomnień.Choć jest ode mnie  starszy tylko o jakieś 6-7 lat to rodzice uważali go na kogoś tak dorosłego,że robił mi za niańkę. Zwlekłam się z krzesełka, wzięłam torebkę i skierowałam się do wschodniego skrzydła gdzie pracowała brunetka. Kiedy weszłam ona była ubrana w fioletową ,błyszczącą sukienkę ledwo poza tyłek. Gdy mnie zauważyła rzuciła we mnie jakąś czarną torbą.
-Idź do łazienki i się przebierz. Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Już załatwiłam to z twoimi rodzicami. Idziemy do klubu !
-Coo ?? Moi rodzice na pewno nie pozwoliliby mi iść do klubu.
-No oczywiście , bo nie pozwolili . Powiedziałam ,że dzisiaj nocujesz u mnie. A teraz nie marudź i idź się szybko przebrać.
Chciałam zaprotestować , ale z nią się nie dyskutuje. Jak już coś postanowi to nie ma zmiłuj.A do tego jakaś część mnie chciała się wyrwać od tej powalonej i nudnej rutyny. Gdy poszłam do łazienki i rozpięłam torbę moim oczom ukazała się o jeden numer za mała, obcisła ,czarna sukienka. Jak ją przymierzyłam, stwierdziłam iż jestem szczupła ,ale za to maleńka. I uświadomiłam sobie jeszcze jedno. Nie mam do tej sukienki butów,a wrócenie po jakieś buty do domu nie wchodzi w grę.
-Ej zapomniałaś zabrać szpilek! - krzyknęła Sydney.
Gdy wchodziłyśmy do windy wydawało mi się ,że widziałam czuprynę Harrego. Jezu .. mam już jakieś zwidy.
**************************************************************** 
Klub do którego zabrała mnie Sid nazywa się "Pandemonium"*. To dziwne miejsce, najgorsi są ludzie. Muzykę , którą wydaje się być z jakiegoś horroru -przeżyję. To,że cały klub jest oświetlany przez jedną lampkę i bar -ok chociaż nie cierpię ciemności. Ale ludzie wyglądają jakby goci i metale się połączyły i stworzyli nową rasę. Troszkę przerażające a co najfajniejsze to, to że brunetka mnie zostawiła. Jako jedyna się wyróżniam z tłumu , bo wszyscy mają czarne włosy albo ich nie mają w ogóle a ja mam jasno brązowe i jestem jak jakiś neon. Właściwie to tak się czuję. Mam dość.Chciałam wyjść ale.. no tak gdzie są do jasnej cholery drzwi? Dobra nie ważne. Poszłam w stronę baru. Za ladą stał około 30letni mężczyzna z kolcami na głowie zamiast włosów a był ubrany w czarną skórzaną kurtkę i spodnie. Urocze. 
- Czego tu dziecko szukasz?! Wynocha! 
Jakie milutkie. Zignorowałam tą uwagę. 
-Nie bądź taki wredny. Daj dwa drinki te co zawsze. Dla mnie i dla tej uroczej pani - odezwał się jakiś kolo , który pojawił się znikąd. I jeszcze chce mi postawić drinka! O kurwa!
-Wiesz nie dzięki.. - próbowałam odejść ale facet złapał mnie za przedramię i nie pozwolił iść dalej. Zostałam. Dobra w dupie! Wypiłam drinka i nagle świat zawirował i byłam w pełni szczęśliwa. Nieznajomy zaczął wodzić ręką po moim udzie. O dziwo wcale nie chciałam jej zrzucić. Pociągnęłam chłopaka na parkiet i zaczęłam się o niego "ocierać" w formie tańca w rytmie muzyki. Potem ugięły się pode mną  nogi i osunęłabym się na ziemię gdyby nie koleś. Wydawało mi się ,że może próbuje pomóc, ale potem poczułam ,że ciągnie mnie w stronę wyjścia. Fala lodowatego powietrza uderzyła we mnie z taką siłą ,że aż zadrżałam. Ostatnie co pamiętam  przy czym jeszcze byłam trochę przytomna to , to że nieznajomy kładzie mnie na tyłach jakiegoś samochodu. Potem ciemność.

**PERSPEKTYWA HARREGO**

Minął tydzień odkąd ostatni raz widziałem Ane. Dzisiaj razem z Niallem lecimy do jego brata Grega. Niby ,żeby go odwiedzić.Cały czas myślę o mojej brunetce, która już mi nie ufa. Gorzej ona się mnie boi. Najbardziej boli mnie to ,że może już sobie kogoś znalazła w Irlandii. Dowiedzieliśmy się od Grega ,że dwa domy dalej mieszka "fajna dupa dla nas" i że ma na imię Annabell. Mam nadzieję ,że to ona. Dolecieliśmy  o 20.00  Oczywiście ani ja ani Liz nie chcieliśmy tracić czasu na rozpakowywanie i dlatego chłopaki zgodzili się najpierw pojechać do firmy rodziców Any.Wjechaliśmy windą na 8 piętro gdzie rzekomo pracuje. Gdy z niej wychodziliśmy , zobaczyłem ją w strasznie obcisłej sukience. Wchodziła do sąsiedniej windy z jakąś inną dziewczyną, która wyglądała jak prostytutka. Winda niestety zamknęła się za wcześnie i nie zdążyłem jej zatrzymać. Postanowiłem żeby pojechać za nią i porozmawiać w miejscu do którego zmierza. Wsiedliśmy znowu do windy i zaczęliśmy ją śledzić. Widziałem jak wchodzi do Pandemonium. Już nie raz tam byliśmy z chłopakami i nikt się tam na nasz widok nie zdziwi. Nawet jakbyśmy byli ubrani na różowo, ale Liz może się wyróżniać. Postanowiliśmy ,że Liz zostanie w samochodzie z Niallem. Bo on jako jedyny nie lubi się bić chociaż wychodzi mu to nie najgorzej. Kiedyś sam powalił 7 osób silniejszych od niego, ale stwierdził że woli zostać w samochodzie. Gdy weszliśmy do klubu nie mieliśmy żadnego kłopotu z jej znalezieniem. Odznaczała się kolorem swoich włosów. Cały czas się na nią patrzyłem. Ocknąłem się dopiero jak Louis powiedział mi ,że Trevor z nią rozmawia. Gdy usłyszałem jego imię od razu zrobiło mi się słabo. Ale po kilku sekundach wróciłem do wrogiego nastawienia. Wiem co ten chuj robi dziewczyną. Gdy uzna ,że są słabe na tyle ,że będzie mógł sobie z nimi poradzić bez trudu, daje dziewczynie narkotyki a potem zabiera ją do domu. Nie wiem co się dzieje dalej no ale proszę ... można to sobie łatwo dopowiedzieć. Moje przemyślenia trwają na tyle długo ,że jak się ocknąłem zobaczyłem jak Trevor wyprowadza moją księżniczkę na zewnątrz. Od razu zaczęliśmy biec w ich stronę. Wypadliśmy z Pandemonium na czas, bo ten facet już zapakowywał -jeśli można to tak nazwać- ją do samochodu. Gdy stanąłem dokładnie za nim a reszta otoczyła samochód Ana już była nieprzytomna. Trevor też się nie zorientował z naszej obecności dopóki nie położyłem mu ręki na ramieniu. Od razu cały się spiął. Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu po przyjebałem mu tak mocno w twarz ,że padł na ziemię krztuszą się krwią.
-Ona jest nietykalna kumasz?  -wycedziłem przez zęby i wymierzyłem mu kopniaka w brzuch aż się zgiął. Chciałem go wykończyć ,żeby nie mógł już nigdy otworzyć oczu ,ale zdołałem się powstrzymać. Wyciągnąłem delikatnie dziewczynę z auta i wziąłem ją na ręce przytulając ją nieprzytomną. Wszedłem do naszego ogromnego samochodu i chociaż było jeszcze jedno miejsce wolne wolałem trzymać Anę na kolanach. Bałem się ,że w innym przypadku znowu zniknie z mojego życia. Nie mogę pozwolić na to żeby znowu chciała ode mnie odejść.

---------------------------------------------------------------------
*Pandemonium- tą nazwę klubu wzięłam z książki
 Cassandry Clare "Dary anioła- Miasto kości"
Przepraszam ,że tak długo nie pisałam ale trochę
 się zniechęciłam tymi dwoma komami ,ale pomyślałam
 że jeśli nawet dużo osób tego nie czyta to będę to pisać 
przede wszystkim dla siebie. Czytałam również właśnie
 dary anioła -4części i też dlatego nie dodawałam nowego
 rozdziału .Tak po za tym bardzo polecam tą książkę. 
Polecam także blogi moich przyjaciółek ;**:
http://scarylove-zaynmalikfanfiction.blogspot.com/
http://nneer-let-you-go.blogspot.com/ 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 25

Decyzja podjęta.Wyjeżdżam. Pakowałam już chyba ostatnie rzeczy.Czerwona bluzka, niebieska , kremowa z wąsami. Teraz do łazienki po resztę. Prostownica, lokówka , suszarka pełno różnych cieni ,kilka puderniczek. Ale tego dużo. Mamy wyjechać jutro z samego rano. Czyli muszę wstać o 4 , bo wyjeżdżamy o 5 .Zajebiście. Czujecie ten sarkazm? Schowałam kosmetyczkę do torby. Dobra teraz buty. Z tym będzie kłopot. Mam ich strasznie dużo ! Jak zeszłej zimy liczyłam ile mam par wyszło mi 57 a minął rok. Czyli jest o jakieś 20 więcej. Teraz trzeba wybrać te najlepsze, resztę sobie dokupię hmmm... Te różowe - za fajne, czarne na koturnie są dobre na imprezy , trampki wygodne, kozaki ciepłe. Kurwa nie umiem się zdecydować. Wzięłam do ręki telefon ,żeby sprawdzić godzinę. To mi przypomniało ,że jeszcze nie zrobiłam najgorszego. Nie powiadomiłam o tym Liz. Nie chcę wiedzieć jak zareaguje. Boję się ,że będzie mnie próbowała zatrzymać. W końcu jednak trzeba będzie ją powiadomić o tym ,że wyjeżdżam. Odłożyłam telefon na szafkę i rzuciłam się na łóżko. Jak ja jej to powiem? Może napisze do niej sms-a rano.. tak, tak chyba będzie najlepiej.Poszłam do łazienki wzięłam długi prysznic i położyłam się spać.
*Rano*
-Annabell pośpiesz się, bo zaraz się spóźnimy na samolot!
-Nic nie mówiliście ,że lecimy samolotem !- odkrzyknęłam i zaczęłam na siebie wciskać jakieś spodnie które naszykowałam sobie wczoraj. Po tym tylko buty, torebka i ..telefon. Kurwa gdzie on jest?! Na szafce , na łóżku w szafie w łazience. No ja pieprze nigdzie go nie ma . Schyliłam się i popatrzałam pod łóżko. Jest! Uff.. dobra mogę iść. Wsiadając do samochodu miałam wrażenie ,że opuszczam to miejsce na zawsze. A przecież wyjeżdżam tylko na jakiś czas . Dobra jestem w połowie drogi na lotnisko, mogę napisać do Liz.

Do: Liz <333
Hej ;* Przepraszam ,że tak smsem ale bałam Ci się spojrzeć w oczy. Wiem to głupie. Bez przedłużania wyjeżdżam do Irlandii na jakieś kilka miesięcy może lat... Jestem w połowie drogi na lotnisko. Do zobaczenia niedługo kocie  <33

Wysłano.Patrzyłam się przez okno samochodu jak szybko zmienia się krajobraz za szkłem. Padał śnieg. No tak za półtora tygodnia Boże Narodzenie. Tym razem spędzę je w Irlandii. Irlandia... o kurwa to z tamtąd  przyjechali chłopaki... Ale nie ma tego złego jak oni wrócą do domu to ja już będę w Londynie.

*Perspektywa Liz* 

Dzwonek telefonu. Kurwa kto śmie zakłócać mój sen. Popatrzyłam na wyświetlacz .Od : Ana ;3
Od razu usiadłam wyprostowana.Wystraszyłam się ,że może jej się coś dzieje.Po przeczytaniu wiadomości , przez pierwszą chwilę jej nie uwierzyłam, ale po sprawdzeniu godziny byłam pewna , że to nie żart. No bo kto wysyłałby takiego sms-a o 5 nad ranem. Zerwałam się z łóżka , wzięłam pierwsze lepsze ciuchy szybko je na siebie zarzuciłam i wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami. Wszyscy wychylili się z pokojów w tej samej chwili. Ops smuteczek obudziłam ich. Ja już ubierałam buty.
-Liz  co się dzieje? - zapytał mnie zaspany Louis.
-Dajcie mi kluczyki od samochodu- i nagle wszyscy wytrzeźwieli.
-Nie pozwolimy ci prowadzić w środku nocy jeszcze kiedy pada śnieg - wkurwił mnie tym.
-Po prostu dajcie te walone kluczyki ,jak zaczekam do rana to zobaczę się z Aną dopiero za kilka miesięcy a znając jej rodziców to za kilka lat albo nigdy więc kurwa nie wkurzajcie mnie i dajcie te kluczyki- popatrzyli się na mnie z minami WTF? 
-Co się dzieje Anie? - Harry był strasznie zniecierpliwiony. Bał się o nią.
-Nic się jej nie dzieje ale chyba jest już na lotnisku do Irlandii i mogę się już z nią nie zobaczyć . Proszę dajcie mi te kluczyki.
-Nie ,nie damy Ci ich jeszcze sobie coś zrobisz jak jest tak ciemno. Ja poprowadzę - powiedział Harry i pobiegł do swojego pokoju. Reszta zrobiła tak samo. Za jakieś 2 minuty , które ciągnęły mi się w nieskończoność wyszli z pokoju już przebrani i rozbudzeni.Wybiegliśmy z domu i skierowaliśmy się prosto do samochodu chłopaków. Harry tak jak mówił , prowadził. Ja siedziałam na miejscu pasażera i się strasznie niecierpliwiłam. Możliwe ,że już jej nie ma w Londynie, że jest już w samolocie a ja jej nie zobaczę przez kilka lat.Chociaż strasznie chciałam odpędzić od siebie te złe myśli to one wracały za każdym razem jak bumerang. Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy biec w kierunku wylotu samolotu do Irlandii.Potknęłam się jakieś 3 razy ,na szczęście za każdym razem któryś z chłopaków mnie podtrzymywał. Harry biegł z nas wszystkich najszybciej. Zauważyłam te jej brązowe włosy czekała jeszcze w kolejce,ale była czwarta więc za chwile mogłam ją stracić. 
-Annabell !- Harry wydarł się na cały głos, zwracając tym uwagę wszystkich także jej.

*Perspektywa Annabell*

Lot nam się opóźnił i musieliśmy jeszcze chwilę czekać. W końcu rozległ się głos z głośników jakiejś kobiety ,że możemy się już kierować się w stronę samolotu.Szłam powoli i niepewnie. Myślałam tylko o tym ,żeby znów się przytulić do Harrego. Poczuć jego dotyk, jego zapach, żeby znowu czuć na swoich ustach jego wargi. Dzięki wyleceniu z miasta myślałam ,że jakoś łatwiej będzie mi o nim nie myśleć.A tu dupa. Myślałam o nim jeszcze bardziej, że już do końca życia go nie zobaczę. Będziemy już całe życie pokłóceni. Stałam w kolejce do oddania biletów i miałam wsiąść do samolotu. I po prostu odlecieć , zostawić to wszystko i zniknąć. Przede mną stały jakieś trzy osoby.Za mną ciągnęła się długa kolejka. W niej byli gdzieś moi rodzice.Gdy usłyszałam głos Harrego serce mi stanęło. Rozejrzałam się w kierunku skąd dobiegł głos i ich zobaczyłam. Zobaczyłam całą szóstkę. Z trudem łapali powietrze. Harry nadal biegł w moją stronę przepychając się przez ludzi. 
"Już nie wytrzymałam przeskoczyłam nad bramkami i podbiegłam do niego . On zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i uniósł do góry.Zaczął się ze mną kręcić jakbym nic nie ważyła. I znowu poczułam na swoich wargach jego. Czuć było w tym pocałunku desperacje i strach. Całował mocno nadal przyciskając mnie do siebie jakbym za chwilę miała się rozpaść na małe kawałeczki. Właściwie byłam tego bliska. Po oderwaniu się od siebie.Harry złapał moją twarz w swoje ręce i patrząc mi prosto w oczu wyszeptał:
-Przepraszam... przepraszam Cię za wszystko -znowu złączyłam nasze usta razem.
-Tęskniłam za tobą - wyszeptałam mu do ucha.
-Ja za tobą też."
Taa jakby to było takie proste to czemu nie. Odwróciłam głowę i skarciłam się w myślach, że w ogóle o czymś takim pomyślałam. Gdy kobieta odebrała ode mnie bilet, ruszyłam biegiem ,żebym nie musiała patrzeć w oczy żadnemu z moich przyjaciół. Gdy tylko usiadłam na krzesełku odetchnęłam ,ale czy z ulgą? Nie byłam pewna.
-Siema też do Irlandii? -zapytała mnie jakaś brunetka.Z pewnością była ode mnie starsza. Może o jakieś 2 albo 3 lata. Dosiadła się do mnie. Ja kiwnęłam głową i poszukałam wzrokiem rodziców.Siedzieli 5 rzędów za mną jeszcze z prawej strony a ja z lewej. 
-Po co tam jedziesz ? - po raz drugi usłyszałam głos dziewczyny.
-Pomóc rodzicom z firmą -uśmiechnęłam się lekko.
-Czyli do pracy ,tak ?
-Tak dokładnie. 
-A do jakiej firmy? - boże ale ona ciekawska.
-Williams industries technology.
-No co ty ??? Ja też. A więc witaj wspólniczko -uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją a dziewczyna lekko nią zakołysała.
-A więc jak masz na imię?
-Annabell a ty ?
-Sydney . Sydney Evans.

--------------------------------------------------
No witajcie <333 
Dziękuje tym osobom które komentują.
To jest naprawdę miłe i zachęca do dalszego
pisania. 
Jeśli czytasz, a jeszcze nic nie skomentowałaś
to zostaw chociaż jeden kom. to i tak
dla mnie wiele znaczy.
Nie za bardzo   wiedziałam jak nazwać
firmę rodziców Any, więc przepraszam
jak jest jakaś dziwna .
To co chcecie się dowiedzieć jak wygląda
 "tajemnicza" Sydney Evans??

Tu macie jej fotkę ;***


środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 24

-Kurwa Harry mówiłeś ,że to było niechcący !!- wydarłam się na chłopaka , gdy już całą grupą byliśmy u mnie w domu.
-No bo było...
-Nie da się "niechcący" kogoś zabić!
-Mówiliśmy Wam przecież ,że byliśmy pijani - powiedział Louis chcąc mnie uspokoić. No ale jak mam się uspokoić jak mój chłopak i moi przyjaciele właśnie kogoś zabili?! Jeszcze usprawiedliwiał ich wszystkich tym ,że się upili! Ughhh...Opadłam ciężko na krzesełko. Nie mam zamiaru siedzieć na kolanach mordercy. Sam fakt, że siedzą w moim domu trochę mnie przeraża, chociaż jestem pewna ,że nie zrobiliby mi krzywdy. Ani mnie , ani Liz ... mam nadzieję. Blondynka siedziała na kolanach Lou ,ale widać po niej było,że nie jest tego do końca pewna. Siedzieliśmy w bardzo krępującej ciszy. Znowu się ich trochę bałam. Tak jak na początku. To jest jakieś chore! Wstałam z krzesła,ale  zbyt szybko bo spadło na podłogę z wielkim hukiem zwracając na mnie uwagę wszystkich. Przymknęłam oczy wymyślając szybko w głowie jakąś wymówkę,ale w głowie miałam kompletną pustkę. Mam.Idiotyczną ale zawsze jakąś.
-Chcecie herbaty? -ja nie mogę ale mi głos drżał.
-Tak -wszyscy zgodnie mi odpowiedzieli .Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę kuchni.
-Pomogę Ci -usłyszałam głos Liz i zaraz dziewczyna znalazła się obok mnie . Wykonywałyśmy wszystkie ruchy jak roboty . Kubki. Saszetki z herbatą. Cukier.Cytryna. Teraz tylko zaczekać aż woda się zagotuje. Patrzyłyśmy na siebie w ciszy.No może nie w ciszy, bo czajnik obok nas dawał o sobie znać,ale nic nie mówiłyśmy.Obydwie byłyśmy strasznie zmieszane.
-No i??- Liz opacznie spróbowała zacząć rozmowę.
-Co no i ??
-No wiesz... co o tym wszystkim myślisz ? 
-Szczerze to kompletnie nie wiem co o tym wszystkim sądzić 
-Mhmmm 
 -A ty ?
 -To wszystko jest jakieś pojebane... 
Czajnik się wyłączył więc wypadałoby zalać herbatę i wrócić do chłopaków.Z pozoru niby łatwe a jednak w środku mnie odgrywała się jakaś walka pomiędzy tym czy tam iść czy mam uciec. Widać nie miałam zbytnio wyboru bo chłopaki przyszli do kuchni. Na szczęście Liz już zdążyła zrobić herbatę. I znowu ta niezręczna cisza... ughh. W głowie miałam pustkę a zarazem kłębiły mi się w niej tysiące myśli. 
-Boicie się nas? - zapytał łagodnie Niall. On był najmniej podejrzaną osobą o zabójstwo. Był taki uroczy , te jego blond włosy .. a jednak zabił. Patrzyłam na nich nie wiedząc za bardzo co mam odpowiedzieć. Lekko pokiwałyśmy głowami. Harry wypuścił z siebie głośno powietrze i rzucił kubkiem pełnym herbaty o ścianę jakiś metr ode mnie.Co to miało kurwa znaczyć?! Naczynie roztrzaskało się na kawałki, a jego zawartość lała się strumieniami po ścianie. W oczach miałam łzy.Jak Niall zapytał to właściwie nie byłam pewna co do odpowiedzi teraz jestem. Czy się ich boję ? Tak, boję się. Harry właśnie mi to uświadomił.Wszyscy się na niego patrzyliśmy,ale zwracał uwagę tylko na mnie. Gdy pojawiły mi się szklanki w oczach , jego mina stała się bardziej łagodna. Zaczął do mnie podchodzić. Pokręciłam głową, mój oddech stał się nierówny i płytki. Uciekłam od nich, po drodze kalecząc sobie stopy rozbitym szkłem. Zachowałam się jak dziecko, któremu odmówiono deseru. Zatrzasnęłam drzwi ,ale nie zamknęłam ich na klucz. Podeszłam do parapetu i na nim usiadłam. Nie mogłam opanować łez. Usłyszałam ,że drzwi do mojego pokoju się otwierają. Jednak nie zobaczyłam tego kogo chciałam zobaczyć. Miałam nadzieję ,że to będzie Liz tymczasem w drzwiach stał Harry.
-Ja.. przepraszam...
-Za co ?! Za to, że zabiłeś człowieka czy ,że rzuciłeś  we mnie kubkiem ?? - zapytałam z sarkazmem ,ale też nieźle wkurzona.
-Nie takim tonem ! - a gdzie podział się miły Harry który przed chwilą  mnie przepraszał? 
-A jakim tatooo ? - odpyskowałam mu i zrobiłam minę zbitego psa. Zaraz tego pożałowałam bo doskoczył do mnie w jednej chwili i złapał za nadgarstki tak mocno ,że sprawiał mi ból. Wielka gula utknęła mi w gardle. Gdzie jest mój kochany Harry sprzed kilku miesięcy? Co się z nim stało?
-Harry , puść to boli... -wyjąkałam. Cała zieleń jego oczu w których tak się zatracałam zniknęła. Po prostu zniknęła. Zastąpiła ją nieprzenikniona ciemność. Jego oczy stały się czarne.. takie nieobecne. 
-Ma boleć - wycedził przez zęby i uśmiechnął się głupkowato.Ścisnął moje nadgarstki jeszcze mocniej i lekko wykręcił. Skrzywiłam się z bólu.
-Harry kurwa co ty robisz?! - do mojego pokoju wpadł Louis. Uścisk na moich nadgarstkach lekko zelżył by po chwili w ogóle zniknąć. Harry wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam głośny huk drzwi wejściowych.Wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Popatrzyłam na moje ręce. Były całe zaczerwienione a w niektórych miejscach już pojawiły się siniaki.
-Nic Ci nie jest? - zapytał Lou i zaczął do mnie podchodzić. Automatycznie zrobiłam kilka kroków w tył ,aż dotknęłam plecami ściany. Chłopak chyba zrozumiał ten gest , bo uśmiechnął się do mnie lekko, ale smutno i wyszedł. Osunęłam się po ścianie a niekontrolowane łzy zaczęły lecieć  mi po policzkach. Nie mogłam się uspokoić. Kto to był ? Bo na pewno nie ten Harry którego znam a raczej znałam.

*Następny dzień*

Chodziłam po domu jak trup. Wczorajszej nocy spałam tylko może niecałe 2 godziny. Liz z chłopakami wyszli po całym tym zajściu zostawiając mnie samej sobie. Zaparzałam sobie właśnie herbaty jak ktoś zadzwonił do mnie do drzwi. Podeszłam z wielkim bólem i je otworzyłam. Stali tam Liz, Niall, Louis i Liam. A gdzie Zayn i Harry? Blondynka od razu rzuciła mi się na szyje. Zaczęłam szybciej mrugać ,żeby się nie rozpłakać i nie rozmazać sobie makijażu. Pobiegłam do mojego pokoju , wzięłam torebkę i pojechaliśmy do szkoły. W budzie byłam taka nijaka. Nie odzywałam się, nic nie zjadłam i dostałam dwie 1 z odpowiedzi. Zajebisty dzień. Jeszcze tylko 2 lekcje i do domu.. wytrzymam. Chyba.
-Nasza księżniczka dzisiaj nie w humorku? 
-Spieprzaj Lexi - odburknęłam.
-A jak nie to co mi zrobisz?- ale ona mi działa na nerwy. Zaraz jej przywalę.
-Daj spokój co? 
-Hahhaha teraz mnie prosisz a gdzie się podziało "spieprzaj" co? - na serio chce kontynuować .. jej wina. Przywaliłam w jej tą twarzyczkę schowaną za kilogramem tapety. 
-Och. Jesteś u dyrektorki- powiedziała trzymając się za policzek.
-Ojej boje się- dziewczyna zaczęła iść w stronę gabinetu dyrektorki- pozdrów ją.
Przez kolejne 20minut stałam przed grubą kobietą z farbowanymi włosami i słuchałam jak ja to się zmieniłam przez ostatnie kilka miesięcy.
-Mhm fajnie. Coś jeszcze ?- powiedziałam wrednym tonem z niecierpliwością czekając aż powie ,że daje mi minusowe punkty i mogę już iść.
-Nie takim tonem - co ona właśnie powiedziała?? "Nie takim tonem"? Puściły mi nerwy, ale nie tak jakbym chciała. Wolałabym już rozjebać biurko ale nie ja musiałam się rozryczeć.Popłakałam się i wyszłam z gabinetu dyrektorki zatrzaskując za sobą drzwi. Czekali już na mnie wszyscy. Przepchnęłam się między nimi. Zanim odeszłam poczułam już dobrze mi znany zapach. Odwróciłam się i zobaczyłam Harrego. Pod wpływem impulsu podeszłam do niego.
-Annabell ..ja .. -zaczął , jego głos , jego zapach. Boże dziewczyno ogarnij się. Dałam mu z liścia w twarz. 
-Nie tłumacz się -wycedziłam przez zęby i odeszłam.
Podążałam już bardzo dobrze mi znaną ścieżką do mojego domu. Przed domem zobaczyłam niebieski samochód ? Kogo ? Podeszłam do drzwi. Otwarte. Uhuuhuhuu fajnie niech się jeszcze okaże ,że to Jake to już będę miała kompletnie spieprzony dzień. Weszłam do domu. Na pierwszy rzut oka nikogo w nim nie było. Obeszłam wszystkie dolne pokoje: łazienkę, salon , kuchnie.. nic. Poszłam na górę. Mój pokój- nic, łazienka - też pusto. Pokój rodziców.
-Co wy robicie? - zapytałam widząc rodziców ,którzy pakowali walizki.
-Musimy wyjechać...
-Musicie? Na ile?
-Nie , my musimy. MY. Wszyscy. Na kilka miesięcy może lat 
-Że co kurwa?!
-Jak ty się do matki odzywasz? 
- Ughh.. po co? -właściwie to by mi nawet pasowało uciec z tego miejsca dopóki chłopaki nie wróciliby z powrotem do swoich domów.
-Musimy się przenieść po prostu. Mamy tam firmę , która już sobie nie radzi..
-Czyli gdzie dokładnie? 
-Irlandia ,wolisz jechać z nami czy zostać tutaj?
-A mam wybór? 
-Tak ,dlatego właśnie się Ciebie pytamy.
-Nie wiem..  Kiedy mamy wyjechać? 
-Najpóźniej jutro rano, więc się szybko zastanawiaj i oddaj nam odpowiedź przed 18. Zgoda? 
-Taaaa zgoda - wyszłam z pokoju rodziców i skierowałam się w stronę mojego. Nie wiem co mam zrobić. Właściwie mieszkam tu od 2 lat ale prawie zginęłam w wypadku, byłam prześladowana przez Jake i Harry ... nic tu dobrego się nie wydarzyło. Jedynym wyjątkiem jest Liz. Czy dałabym radę ją zostawić i wyjechać? Czy byłabym w stanie znowu się przeprowadzić?

-----------------------------------------------------
Jak myślicie czy Ana wyjedzie ?? ;DD
A właśnie jak podoba się wam nowy wygląd
bloga ??
Następny rozdział 8 grudnia koty<333 

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 23

Na początku chciałam was strasznie przeprosić że nie dodawałam tak często 
rozdziałów jak mówiłam i chociaż to jest marna wymówka to miałam dużo 
nauki . Jeszcze raz was przepraszam i miłego czytania ;**

--------------------------------------------------------

Siedziałam na parapecie wpatrując się w obraz za oknem. Padał śnieg. Wszystko było białe, okryte puchatą kołderką.Uwielbiam zimę bo są święta dużo wolnego ,ale jest też zimno. Patrzyłam na zmieniający się krajobraz zza zaszronionej szyby, gdy poczułam jak czyjaś ręka owija się wokół mojego brzucha.
-Znowu o tym myślisz ?- zapytał się Harry z troską i pocałował mnie w czubek głowy. Tylko pokiwałam głową. Na ten gest usiadł koło mnie i przytulił mnie jeszcze mocniej . Ma rację często wspominam to co się stało wtedy w szpitalu...


-Nicki co ty wyprawiasz ? -spytałam drżącym głosem. Kuzynka nadal trzymała  blisko mnie nóż , przez co się jej jeszcze bardziej bałam. Wiem ,że mnie nie lubiła , nie lubi i na pewno nie polubi w najbliższym czasie.
-Przepraszam... -widziałam jak łzy napływają jej do oczu. Dlaczego miałaby płakać? W ogóle dlaczego chcę mnie zabić i po co pomaga Jakeowi ? Popatrzyłam na Harrego ,który próbował się wyrwać z uścisku tego kutasa. To był najgorszy widok jaki mogłabym zobaczyć.
-Dawaj mała przyciśnij mocniej -w pokoju rozległ się głos Jake'a.
Bałam się ,że niebiesko włosa go posłucha ale tylko pokręciła głową.Trochę mi ulżyło ale potem napotkałam wzrok faceta który skrępował loczka. Był zimny a jego tęczówki były czarne. Było w nich widać tylko wściekłość .
-Zrób to ! -krzyknął. Nicki była przerażona ale ponownie pokręciła głową. Na jej gest wkurwił się jeszcze bardziej. Puścił Harrego z takim impetem , że wpadł na szafkę  po prostu ją niszcząc. Jake rzucił się na Nicki, przez co upuściła nóż. Ostrze osunęło się po mojej skórze lekko ją kalecząc. Nie poczułam bólu. Patrzyłam się tylko nieobecnymi oczami jak chłopak trzyma  Nicki za nadgarstki tak mocno ,że aż jej poczerwieniały. Szeptał jej coś do ucha a pod nią nogi się ugięły.Przybliżył się do niej i po chwili leżała na ziemi z wbitym nożem w klatkę piersiową.
Harry odzyskał równowagę i powalił Jake który tylko się zaśmiał . Za ten jego wkurwiający śmiech  dostał w mordę.
Odzyskałam panowanie nad moim ciałem i kucnęłam przy mojej martwej kuzynce krztusząc się własnymi łzami.Poczułam ,że ktoś mnie przytula. Liz.


Łza spłynęła mi po policzku, którą Harry szybko otarł. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się lekko. On nic nie mówił, już wie że jak wracam wspomnieniami do tamtego dnia po prostu nie można do mnie nic mówić ,bo się rozkleję. Przytulił mnie mocniej i musnął moje wargi.
-Choć zrobię ci kakałko -wyszeptał mi do ucha po czym wstał i podał mi rękę.Chwyciłam ją i zeszłam z Harrym do kuchni. Wziął mnie na ręce i posadził na blacie obok kuchenki. Zaczął przygotowywać nam kakao a ja patrzyłam jak krząta się po kuchni. To było urocze , znał już doskonale każdy kąt mojej kuchni. Dla wyjaśnienia od ostatnich wydarzeń jest u mnie dzień w dzień. Czasami nawet u mnie nocuje.
-Witam moich poddanych!-krzyknął Niall wchodząc do mojego domu bez pukania. Za nim szła reszta. Zayn i Liam się o coś kłócili z tego co widziałam.A Louis przytulał Liz. A no właśnie od jakiegoś czasu są razem.
Wparowali do kuchni i od razu usiedli, jedni na krzesełkach inni na stole. Patrzyliśmy się z Harrym zdziwieni , po czym spojrzeliśmy na siebie.Tylko wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.Harry oddał uśmiech po czym nalał mleko do kubków.
-A dla nas nie zrobiłeś?- zapytał się zrozpaczony Niall.
-A powiadomiliście nas ,że przyjdziecie? Nie. A do tego masz rączki i znasz tą kuchnie nawet lepiej od Any więc sam możesz sobie zrobić - uśmiechnął się do blondaska po czym pomógł mi zejść i objął mnie w talii. Niall wstał zrezygnowany i zaczął sobie przygotowywać  kakao. My poszliśmy do salonu i rozsiedliśmy się w swoich stałych miejscach . Ja na kolanach Harrego, a Liz na kolanach Louisa . Zayn i Liam w fotelach.
-To co dzisiaj robimy ? - zapytałam .
-Ja chcę iść do jakiejś restauracji a Zayn się upiera żebyśmy poszli na lodowisko -odpowiedział mi Liam pacząc z wyrzutami na Zayna. Już chciałam odpowiedzieć żebyśmy najpierw poszli na lodowisko a potem coś zjeść ale Harry mnie uprzedził.
-Zayn przecież wiesz ,że nie umiem jeździć na łyżwach !
-A ja tam bym chętnie pojechał , nauczymy cię przecież - wtrącił Louis.
I tak zaczęła się kłótnia o to czy idziemy do restauracji czy jedziemy na lodowisko. Niall wszedł do salonu trzymając w jednej ręce kakao a w drugiej kanapkę z nutellą. 
-Co się dzieje ?-zwrócił się zdezorientowany mnie i Liz. Bo tylko my się nie kłóciłyśmy.
-Kłócą się o to czy idziemy coś zjeść , czy mamy pojechać na lodowisko- odpowiedziała blondynka.
-Ja chcę coś zjeść . Jestem za tym żeby pojechać do Nandos ! -krzyknął. 
-Nie, do jakieś normalnej restauracji. W Nandos byliśmy jakieś 5 dni temu!-Liam.Brawo Niall teraz jest jeszcze gorzej. Popatrzyłyśmy się na siebie z Liz wymownie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Wszyscy się na nas spojrzeli jak na jakieś idiotki które uciekły z psychiatryka.
-Z czego lejecie ? -zapytał zdezorientowany Louis. Spojrzałyśmy na nich a potem znow na siebie po czym powiedziałyśmy zgodnie w tym samym czasie. 
-Z was. 
Teraz już wszyscy się kłóciliśmy.Zostało przy tym ,że zostajemy u mnie i oglądamy jakieś filmy.

*Następny dzień*

Otworzyłam zaspane oczy i odwróciłam się na drugi bok. Poszukałam ręką Harrego ale wyczułam tylko materac i kawałek poduszki.No tak wrócił wczoraj do domu. Westchnęłam zawiedziona i wstałam. Popatrzyłam na zegarek 5.20. Ughhh .Za wcześnie, nawet jak na mnie. Ruszyłam do łazienki chwiejnym krokiem.Weszłam pod prysznic i powoli się zaczęłam budzić. Wyszłam z kabiny i zaczęłam wcierać w siebie wiśniowy balsam. Ubrałam koronkową bieliznę , którą dostałam od Harrego i zaczęłam suszyć włosy.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do szafy szukając czegoś co mogłabym dzisiaj ubrać. Padło na prosty zestaw kremowych spodni i kremowej bluzki z wąsami milorda. Do tego założyłam jeszcze czarną skórzaną kurtkę i wzięłam torebkę tak zwaną listonosza. Ubrałam jako dodatki czapkę smerfetkę z kokardką i kilka pierścionków.
Zeszłam na dół,żeby zjeść szybko jakieś śniadanie bo była już 7.30 a muszę zdążyć do szkoły. Zrobiłam sobie tosty i szybko je zjadłam.Po czym wybiegłam przed dom i wsiadłam do mojego nowego samochodu.No właśnie po moim wypadku na początku roku szkolnego auto było tak zmasakrowane ,że rodzice powiedzieli że kupią mi nowy. No i kupili w końcu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce ,pociągnęłam za sprzęgło i już byłam na jezdni. Minęło 15 min i już byłam pod szkołą. Gdy wysiadłam reszta już na mnie czekała na parkingu. 

-No no niezła bryka - powiedział do mnie Malik i obszedł samochód dookoła. 
-Tylko tym razem na siebie bardziej uważaj- skarciła mnie Liz po czym szybko ugryzła się w język , ale za późno chłopaki podłapali temat.
-Tym razem ? - spytał Harry obejmując mnie w niedźwiedzim uścisku.
-No tak.. no bo we wrześniu miałam wypadek...
-Cooo?!
-Gówno 1:0. Nic mi się nie stało uspokójcie się i chodźcie na zajęcia - powiedziałam zdenerwowana i poszłam w kierunku szkoły. Razem ze mną Liz , chłopaki jeszcze tam przez moment stali a potem nas dogonili. Harry złapał mnie za rękę i wyszeptał do ucha: 
-To było niechcący .. -popatrzyłam na niego zdezorientowana . O czym on pieprzy?! 
-Styles, Tomlinson, Horan , Malik i Payne do mnie -ostry ton dyrektorki przeciął powietrze. W co oni się wpakowali ?


----------------------------------------------------------------
 MAM NADZIEJĘ ,ŻE SIĘ SPODOBAŁ I LICZĘ 
 NA WASZE KOMENTARZE ;****

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 22

*Annabell*
Zobaczyłam Nicki z... Jakem? Co?! Oni razem. To nie wróży nic dobrego. Harry poderwał się gwałtownie i stanął plecami do mnie a twarzą do nich. Miał minę " ani kroku dalej po przypierdolę" . Wyglądał przerażająco. Gdyby nie był po mojej stronie bałabym się go bardziej niż boję się Jake'a. Zauważyłam ,że dyskretnie wyciąga swój telefon z tylnej kieszeni spodni. Podał mi go cały czas zasłaniając  mnie sobą. Wiedziałam co mam zrobić z tym telefonem. Mam w jakiś "dyskretny" sposób zawiadomić chłopaków kto nas zaszczycił swoją obecnością. Byłam przykryta kołdrą ,więc postanowiłam to wykorzystać. Wsunęłam rękę z telefonem pod pościel tak żebym choć trochę widziała ekran. Od razu wybrałam numer do Nialla, bo był pierwszy o którym pomyślałam i napisałam sms-a.

Do: Nialler
Jake jest w szpitalu!!!!!

Wysłano.Do tej pory Jake utrzymywał bezpieczny dystans od Harrego , ale to musiało w końcu się zmienić. Facet w czarnej kurtce zaczął się zbliżać co spowodowało tym że Harry cały się napiął. Było widać u niego każdy najmniejszy mięsień i żyłkę na szyi . Był mocno wnerwiony ,że znowu ten debil się pokazał.Nicki nadal stała koło drzwi , była wystraszona ?
-Jak się czujesz maleńka? -zapytał mnie Jake ze sztucznym uśmiechem i sarkazmem w głosie. Był straszny. Czarne włosy postawione na żel , lekko poszarpane dżinsy , skórzana czarna kórtka i to spojrzenie które zabijało. Po prostu się przyznaję ,że się go normalnie boję.
-Nie mów do niej w ten sposób - wycedził przez zęby Harry . Był strasznie wkurzony ,że znowu musi oglądać twarz swojego wroga. Czuje to.
-Wyluzuj młody, chcieliśmy tylko zobaczyć czy Ana będzie się dalej bawiła- odpowiedział spokojnie i się zaśmiał. 
-W co niby kurwa miałaby się bawić?! Wynoś się ! - krzyknął Hazz. Był już na maksa zły, nawet widziałam jak jego ręce drgają od nadmiernego ściskania je w pięści. Widać ,że z trudem powstrzymywał się żeby nie wszczynać bójki z kimś z kim  miałby nierówne szanse. Pomimo tego ,że Harry jest naprawdę dobrze zbudowany , Jake ma nadal przewagę w wieku i sile. 
-Oj .. psujesz całą zabawę z tej mojej małej gry, niech sama zdecyduję czy chcę się pobawić -chłopak przybliżył się do Harrego na wyciągniecie ręki.Cholera. Harry już nie wytrzymał tego denerwującego uśmieszku na twarzy Jake'a i mu w nią przywalił. Facet w skórzanej kurce się tego nie spodziewał, bo jego oczy zrobiły się większe na cios , który zadał mu Harry. Chłopak nie chciał być mu dłużny i też chciał go walnąć. Na szczęście Hazz zablokował jego nadgarstki łapiąc je w swoje ręce i wykręcając tak mocno ,że Jake stanął aż do niego plecami. Harry kopnął go dość mocno na ścianę. Wtedy Nicki zaczęła interweniować, ale o dziwo nie podbiegła do chłopaka z burzą loków na głowie tylko do mnie. Wyciągnęła z torebki.. nóż ?? Eee od kiedy ona nosi takie coś w torebce? Co było już trochę straszne to , to że przyłożyła mi go do gardła. Ja oczywiście nadal nie mogłam się ruszyć.. po prostu świetnie. Co ja w ogóle wzięłam za tabletki ? Nicki tylko wyszeptała krótkie i nieme "przepraszam".
-Harry! -krzyknęła ,żeby zwrócić jego uwagę na sobie. Niestety udało jej się , przez co Jake miał wystarczająco dużo czasu ,żeby skrępować ruchy Harrego w swoim uścisku.  
--------------------------------------------------------------------
Tak jak wcześniej ;**
5 KOMENTARZY = NEXT 

To jest ostatni z tych "krótkich" .Dlatego,że 
teraz czekacie dłużej niż jeden dzień , będą 
one dłuższe ^^ 

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 21

*Harry*
Mijał już tydzień a Ana nadal się nie budziła .Lekarze powiedzieli, że wzięła za dużo jakiś tabletek , ale do dwóch tygodni powinna się wybudzić ze śpiączki. Minęła już połowa czasu i żadnej poprawy .Oczywiściejej rodzice o wszytkim wiedzą tylko nie do końca informacje im przekazane są prawdziwe. O całym zajściu powiadomiła ich Nicki.. ughh a kto inny. Ona powiedziała im prawie całą prawdę tyle,że ona nie brała wtym udziału. Jej rolę przejęła Liz. Chcieliśmy wszystko wytłumaczyć rodzicom Annabell , kto tak naprawdę przyczynił się do jej stanu, ale na początku nie chcieli nas słuchać . No bo po co jak byliśmy dla nich obcy a Liz została oskarżona o całą sprawę. Pewnie też bardziej zaufałbym swojej rodzinie . Koniec końców , Cortney -mama Any - postanowiła ,że jednak nas wysłucha. Gdy tylko jej opowiedzieliśmy lekko... nie za mało powiedziane , po prostu nieprawdziwą historię jakoś nam uwierzyła. Nie powiem zdziwiło mnie to trochę , bo co chwila się zacinaliśmy . Jednak każdy coś dopowiedział od siebie i wyszła całkiem realna historyjka. Opowiedzieliśmy jej , raczej ja bo tylko ja to widziałem o wydarzeniu nad jeziorem. Gdy to usłyszała miała szeroko otwarte oczy z przerażenia i usta ułożone w kształcie litery "o" ze zdziwienia . Z resztą chłopaki też tylko blondynka nie dawała żadnych oznak ,że o tym nie wiedziała. Potem każdy zaczął dopowiadać swoją część zmyślonej historii. Wyszło na to ,że po powrocie  Liz opatrzyła ranne Anie wszyscy poszliśmy do kuchni gdzie Nicki robiła nam coś do picia. Rozpuściła ona jakieś tabletki w herbacie , ale napić się zdążyła tylko Ana. Przez co zemdlała zwalając przy tym szklankę i wpadła na szkło. To tłumaczyło dlaczego ma rozciętą rękę. Od tamtego zdarzenia siedziałem przy niej dzień w dzień i nie spuszczałem jej z oczu nawet na minutę. No może czasami jak musiałem iść do łazienki, ale wtedy tak czy inaczej ktoś z nią był. Czasami byli to chłopaki z Liz, której nie odstępowali jej na krok w razie jakby wrócił Jake. Chłopak na razie nie pokazywał się w tej okolicy i dobrze... dla niego . Rozjebie chuja  jak go zobaczę,  oczywiście  nie miałbym pewnie z nim żadnych sam na sam . Zważając na to że jest ode mnie starszy i silniejszy , ale  i tak zrobiłbym wszystko żeby obronić mojego skarba .Czasami to byli jej rodzice ,ale pokazywali się na prawdę rzadko . Tłumaczyli się pracą ale no do jasnej cholery to ich córka ! 
Nikt nie przychodził a mój pęcherz już nie wytrzymywał . Mam nadzieje że nic jej się nie stanie przez te 5 minut.

*Annabell*
Otworzyłam z trudem te moje strasznie ciężkie powieki i popatrzyłam lekko na moje otoczenie. Znowu białe ściany ... zaraz jestem w szpitalu ?! Czyli te wszystkie obrazy to nie był sen. Harry wyznający miłość Nicki , ich pocałunek ... to się zdarzyło na prawdę. Na wspomnienie tego do oczu naleciały mi łzy.Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam, że na krześle leży kurtka. Czarna , skórzana kurtka którą już kiedyś widziałam. To ubranie było Harrego. Czyli on tu jest , czekał aż się obudzę ale on kochany ... nie stop , chwila CAŁOWAŁ SIĘ Z MOJĄ KUZYNKĄ ! To dziwne , ale nie byłam zła na Harrego. Byłam wkurzona na Nicki . Może to ona wszystko ustawiła, może zrobiła to żeby mnie wkurzyć , ale loczek raczej by jej na to nie pozwolił. Cholera. Nie wiem już co mam o tym wszystkim myśleć. Co może bo tygodni widywania się , myślałam że będziemy razem aż do mierci . pfff , jestem żałosna. Ej no właśnie jak zdołali mnie odratować? Wzięłam na prawdę dużo za dużo tych tabletek więc kurwa JAK?  Moje jakże głębokie przemyślenia , głównie o ... Harrym zostały zakłócone przez wchodzącą osobę do tego pokoju , którą był Harry.
-Boże.. , Nic Ci nie jest ? - widać,że odetchnął z ulgą, zrobił dwa ogromne kroki i już był przy moim łóżku i mnie obejmował - Dlaczego to zrobiłaś? 
Nie mogłam się mu wyrwać z uścisku , który był naprawdę dość mocny. A tak po za tym byłam niesamowicie słaba , pytanie dlaczego ?
-Harry ... zostaw mnie w spokoju ... - wydukałam resztkami tchu. Czułam się jakby ktoś wypompował ze mnie całą energie i siłę. Trudno mi było wypowiedzieć te słowa a co dopiero miałabym mu się tłumaczyć. Chwila. Z czego ja miałabym się mu tłumaczyć ? Chyba nie z tego że ON się obściskiwał z moją kuzynką co nie?
-Nie, nie zostawię Cię  w spokoju- powiedział twardo i bardzo stanowczo- Chodzi Ci o to co powiedziałem do Nicki? 
No proszę jaki on domyślny.. lekko kiwnęłam głową i czekałam jak ma się mi zamiar wytłumaczyć.
-...poprosiła mnie żebym powiedział jej jak wyznałem ci miłość oczywiście się nie zgodziłem. Koniec końców jednak jej powiedziałem... wtedy pojawiłaś się ty , resztę historii znasz.
To co powiedział miało jakiś sens, ale nadal jest coś co mnie męczy.
-Pocałowałeś ją ! - krzyknęłam ostatnimi siłami i trochę zachrypniętym głosem.Zauważyłam jego zmieszanie na twarzy. No właściwie skąd miałabym to niby wiedzieć, nie było mnie tam. Harry przecież nie wiedział że jestem tak obsesyjna i podglądałam ich przez dziurkę od klucza. Teraz jak o tym myślę to wydaje mi się to niedorzeczne. Chłopak już rozszerzył te swoje pełne usta i zamierzał już się zacząć tłumaczyć , ale przeszkodziła mu osoba wchodząca do pokoju z dość dużym hukiem. Nie no to są chyba jakieś żarty ...
-------------------------------------------------
5 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ
Nie chcę być wredna , to po to żeby się dowiedzieć 
czy jeszcze ktoś to czyta ;*